niedziela, 21 grudnia 2014

Babeczki czekoladowo-korzenne

Czekoladowo-korzenne babeczki idealnie nadają się na okres świąteczny. Intensywnie pachnące przyprawami, gęste od czekolady i jeszcze to nadzienie... Zrobiłam je w wersji z dżemem truskawkowym i wyszły świetne.

Babeczki nadziewane. 

Babeczki zdobione.

Babeczki grzecznie czekające żeby je zjeść.

Przepis pochodzi z Moich Wypieków. Niestety przed świętami ta niezwykle popularna stronka często się wiesza. Jeśli nie będzie chciała wam całkowicie działać, a będziecie babeczkowo-zdesperowani, to możecie skorzystać z moich notatek:


Żarcik ;) Oto przepis:

Na 12 babeczek potrzeba (o dziwo dokładnie tyle mi wyszło):
2/3 szklanki i 2 łyżki mąki pszennej
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżkę przyprawy do piernika
pół łyżeczki sody
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
120 g masła
55 g gorzkiej czekolady
pół szklanki kakao
2 duże jajka 
3/4 szklanki brązowego cukru (użyłam zwykłego)
1 łyżeczkę ekstraktu waniliowego
pół szklanki kwaśnej śmietany
3/4 - 1 szklankę powideł śliwkowych (lub innych, ja użyłam dżemu truskawkowego)

Mąkę, cynamon, sodę i proszek wymieszać w misce, przesiać, odstawić. Masło roztopić, wymieszać z czekoladą. Dodać kakao do masy maślano-czekoladowej i wymieszać rózgą. Odstawić do przestudzenia.
Jajka ubić z cukrem na puszysto, dodać ekstrakt, wymieszać z wystudzoną masą czekoladową. Dodawać na zmianę śmietanę i suche składniki, wymieszać do połączenia.
Połowę ciasta włożyć do papilotek, dodać po łyżeczce powideł, przykryć resztą ciasta. Piec 20-22 minuty w 170C.

Polewa:
100 g czekolady (użyłam gorzkiej)
30 g masła

Czekoladę rozpuścić z masłem w rondelku, ozdobić babeczki (po jednej pełnej łyżce na babeczkę). Zjeść.

Wesołych Świąt moi drodzy!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Tort bezowy z orzechami, powidłami i cynamonem



Tort bezowy z cynamonem, powidłami śliwkowymi i orzechami wpadł mi w oko jak szukałam przepisu na urodziny siostry (tej co fajne zdjęcia robi). Dziewczyna jest wielką fanką cynamonu i bez, więc zestaw wydał mi się idealny. Przepis zaczerpnięty został z Moich Wypieków, ale dokonałam kilku modyfikacji - znacząco zwiększyłam ilość powideł, a krem wykonałam głownie z mojego ulubionego mascarpone. Wyszło pysznie :)

Na trzy warstwy bezy będą nam potrzebne:
6 białek
300 g cukru
łyżka cynamonu
pół szklanki orzechów włoskich

Białka ubijamy na sztywno, porcjami dodajemy cukier i na końcu mieszamy z łyżką cynamonu. Masę rozkładamy pomiędzy trzy blachy wyłożone papierem do pieczenia i formujemy kółeczka. Proces ułatwia wyrysowanie wcześniej na papierze okręgów o średnicy 20 cm. Wierzch każdej bezy posypujemy orzechami włoskimi; w przepisie Dorotus jest mowa o dowolnych orzechach, ale moim zdaniem orzechy włoskie będą najlepsze do tego ciasta, bo mają wyrazisty, intensywny smak. Tak przygotowane blaty pieczemy godzinę w 140 C. Ja zazwyczaj zostawiam bezy na noc w piekarniku - trzeba tylko lekko uchylić drzwiczki piecyka, bo inaczej zgromadzona w piecu para wodna nie będzie miała gdzie uciec i bezy zawilgotnieją.

Następnego dnia trzeba przygotować krem. Potrzeba do niego:
250 g mascarpone
300 ml śmietanki kremówki

Śmietankę kremówkę należy ubić na sztywno i delikatnie wymieszać (ręcznie) z włoskim serkiem. Na koniec dodać 3 łyżeczki cynamonu, dokładnie wymieszać.

Teraz pora na przełożenie bezy. Oprócz kremu potrzeba do tego:
około 1,5 szklanki powideł śliwkowych

Przekładamy blaty jak na załączonym obrazku ;) na bezę wykładamy około pół szklanki domowych powideł, przykrywamy połową kremu, nakrywamy drugim krążkiem bezowym. Znów powidła, krem, beza. Ciasto nie powinno za długo stać, najlepiej zjeść je tego samego dnia ;)



Tort jest bardzo smaczny, lekki i aromatyczny. Orzechy włoskie dodają nieco wyrazistości kompozycji. Idealnym dodatkiem do tego typu deseru będzie jakieś ciemne, karmelowe piwo z palonymi słodami - gorzkość takiego smaku zrównoważy słodkość bezy. Znakomity będzie w tym wypadku stout lub porter. Jeśli potrzebujecie konkretnych nazw polecam tę stronkę.

środa, 10 grudnia 2014

Muffinki malinowe z orzechowo-cynamonową kruszonką

No po prostu niebo w gębie - nie wiem jak inaczej podsumować ten przepis. Muffinki są odpowiednio wilgotne, nie za bardzo słodkie, a aromat orzechów i cynamonu, połączony ze smakiem malin, tworzy zestaw idealny. Pierwszy raz upiekłam je dla mojej siostry Ani, wielkiej fanki cynamonu. Do ich pieczenia używam zwykle malin mrożonych - nadają się znakomicie. Letni smak malin połączony z orzechami i cynamonem to idealna propozycja na smutne i krótkie dni zimowe, człowiekowi od razu robi się lepiej. I jest jeszcze jedna zaleta tego przepisu - ciastka długo trzymają świeżość, nawet po kilku dniach wciąż są tak samo smaczne.

Składniki na jakieś 12 sztuk:
175 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1 łyżeczka mielonego cynamonu
100 g cukru
120 g stopionego masła
1 jajko
120 ml mleka
220 g malin
skórka starta z cytryny

Na kruszonkę:
50 g orzechów włoskich
50 g cukru
3 łyżki mąki
1 łyżeczka mielonego cynamonu
40 g stopionego masła

Przygotowanie jest szybkie i proste: suche składniki (mąkę, proszek do pieczenia, sól, cukier, cynamon) wymieszać razem w misce. Zrobić wgłębienie; wlać do niego mleko, masło i jajko. Wymieszać dokładnie ciasto. Dołożyć maliny i skórkę cytrynową, delikatnie wymieszać. Formę do muffinków wysmarowaną masłem lub wyłożoną papierowymi foremkami napełnić masą prawie do pełna. Składniki na kruszonkę wymieszać dokładnie w misce. Na każdą przygotowaną muffinkę nałożyć odrobinę kruszonki. Piec około 25 min w temperaturze 180 C.

Zdjęcia są autorstwa mojej siostry, której fotografie mieliście okazję oglądać już przy okazji muffinków czekoladowych. Jeśli się wam podobają, obejrzyjcie też jej inne zdjęcia i prace plastyczne.



Przepis pochodzi z książki "Ciastka, ciasteczka i babeczki" Hilaire Walden.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Lebkuchen

Pisałam już wam o tych pierniczkach przy okazji przepisu na przyprawę do piernika. Lebkuchen są przepyszne, mocno korzenne i w ogóle fantastyczne. Jestem ich wielką fanką. Nie są przesadnie twarde i już na drugi dzień nadają się do jedzenia. Zazwyczaj lukruję je wieczorem i następnego dnia rano pakuję do pudełek. Jedno z nich zwykle spędza dzień ze mną i na wieczór jest już puste ;) To zdecydowanie moje ulubione pierniczki. Przepis znalazłam na Moich Wypiekach.

Potrzebne będą:
250 g mąki pszennej
85 g zmielonych migdałów
3 łyżeczki przyprawy do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
200 ml płynnego miodu
85 g masła
pół szklanki drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej

Miód z masłem podgrzać, aż masa będzie płynna. Przestudzić. Lekko ciepłą masę wlać do miski z przygotowanymi pozostałymi składnikami. Wymieszać i odstawić do całkowitego wystudzenia.
Przygotować blachy wyłożone papierem do pieczenia. Lepić kulki wielkości orzecha włoskiego, lekko spłaszczyć łyżką. Dorotus doradza lepienie kulek mokrymi rękami - to dobra rada, praca idzie dużo sprawniej. Zazwyczaj muszę raz na kilka porcji ciasta umyć ręce, a nie tylko zamoczyć, ponieważ mimo wszystko resztki ciasta przyklejają się do rąk i w pewnym momencie kulki nie chcą się lepić. Łyżkę, którą spłaszczam ciastka, również moczę raz na kilka ciastek.


Blachę wstawiamy na 15 minut do pieca nagrzanego do 180C. Po wyjęciu z piekarnika trzeba dać ciastkom chwilę na wystudzenie i dopiero wtedy przełożyć je na kratkę, by tam wystygły całkowicie. Ja zazwyczaj gromadzę je w stosie na talerzu, a kratki (a właściwie rusztu, który był na wyposażeniu piekarnika) używam dopiero przy ostatnim etapie - lukrowaniu.


Z lukrem jest trudna sprawa. Dorotus pisze, że potrzeba na niego dwóch szklanek cukru pudru i kilku łyżek gorącej wody, ale ja zazwyczaj zużywam więcej cukru. Dodatkowo uzyskanie odpowiedniej konsystencji cukrowej masy wymaga dużego wyczucia. Ja zazwyczaj stosuję taką metodę - robię lukier z dwóch szklanek i dodaję tyle wody, żeby powstała dosyć gęsta masa, a potem testuję lukier na ciastku: zamaczam jego górną część i przekręcam ją w lukrze, tak żeby po odwróceniu była na nim okrągła plama lukru. Jeśli po odwróceniu spłynęło mi to od razu z ciastka, lukier jest za rzadki; jeśli sterczy na górze i nie wygląda jakby planował się rozlać, jest za gęsty; a jeśli po jakieś minucie spływa do brzegów i zaledwie parę jego kropel spadło na podłożony pod kratkę papier, jest idealny.


Polukrowane pierniczki zazwyczaj zostawiam na noc w kuchni, żeby lukier dobrze zastygł (ale wystarczą do tego jakieś 2 h jeśli nie nałożyliśmy zbyt grubej warstwy) i następnego dnia pakuję do pudełek. A co się z nimi dalej dzieje, już wiecie ;)

piątek, 5 grudnia 2014

Muffinki czekoladowe

Kto nie lubi muffinków czekoladowych? No właściwie to znam dwie osoby, które nie lubią czekolady, ale to jakieś ekstremalne wyjątki. Większość czekoladę lubi i najchętniej robiłaby z niej sałatki, bo przecież kakaowiec to roślina, więc czemu nie można by jej zjeść w ramach codziennej porcji warzyw? Ten muffinek to idealna sałatka czekoladowa - są tam dwa rodzaje czekolady, kakao i mleko na dodatek, a forma muffinka znakomicie nadaje się do spakowania do torby czy plecaka. Ciasteczka są pyszne, bardzo czekoladowe, ale niestety mają poważną wadę - już na drugi dzień smakują dużo gorzej. Wynika to z niewielkiej ilości tłuszczu w cieście - mniej kaloryczne ciasto uzyskujemy kosztem jego krótszego terminu przydatności. Polecam więc nie robić podwójnej porcji ciasta, a jeżeli nie spodziewacie się gości i planujecie zjeść je sami, możecie zrobić ciasto z połowy składników. Według przepisu z podanych składników wychodzi 16 muffinków. Mi z większości przepisów wychodzi więcej ciastek i tak też było tym razem - w moim piekarniku upiekło się 19 ciastek. Może daję za mało ciasta do foremki? Większa ilość ciastek jest plusem w mojej dużej rodzinie, więc nie przejmuję się tym zbytnio ;)

Do ciastek będą nam potrzebne:
400 g mąki
łyżka proszku do pieczenia
2 łyżki kakao
120 g cukru
2 jajka
150 ml kwaśnej śmietany
150 ml mleka
4 łyżki oleju (proponuję arachidowy, jeśli akurat takim dysponujecie; jeśli nie może być dowolny)
180 g białej czekolady
180 g gorzkiej czekolady
kakao do posypania

Przygotowanie ciasta jest proste jak budowa cepa: składniki suche mieszamy w jednej misce, składniki mokre w drugiej, a potem łączymy zawartość obu misek. Na koniec dorzucamy posiekaną czekoladę. Jeszcze słówko a propos czekolady - możecie wymieszać różne gatunki w dowolnych proporcjach, ważne by w sumie było ich 360 g. W oryginalnym przepisie jest czekolada deserowa zamiast gorzkiej, ale ja dorzucam gorzką, bo taką wolę. Jeśli macie ochotę na bardzo słodką wersję, możecie też użyć mlecznej - będzie pysznie. Blaszkę do muffinków trzeba wyłożyć papierowymi foremkami - polecam nie pomijać tego punktu - ciasto jest mało tłuste, więc bez foremek może nie chcieć wyjść z formy. Z papieru też dość ciężko się je wyciąga, zazwyczaj ciastko mocno przylega. Dla bardziej dietetycznego ciasta warto się jednak poświęcić ;) Kiedy już wypełnimy foremki do ciasta (prawie do pełna) trzeba je włożyć do piekarnika nagrzanego do 190 C i piec przez 25-30 minut. Po wyjęciu powinny być sprężyste i wyrośnięte. Po wystudzeniu można je posypać kakao.



Za dzisiejsze artystyczne zdjęcia odpowiada moja młodsza siostra Anna. Nie najmłodsza, o której ostatnio była mowa, tylko taka w podobnym wieku. Jak się ma trzy siostry można się pogubić... Jej prace się jeszcze pojawią u mnie na blogu ;) Jeśli się wam podobają, to polecam obejrzeć jej inne zdjęcia, a także prace plastyczne. Ma dziewczyna talent.


Przepis pochodzi z książki "Ciastka, ciasteczka i babeczki" Hilaire Walden.

sobota, 29 listopada 2014

Tort karmelowo-czekoladowy

Tort karmelowo-czekoladowy to bezglutenowe ciasto upieczone na urodziny mojej najmłodszej siostry. Młoda zażyczyła sobie "czekolady i karmelu". Najpierw pomyślałam "nie no, ta słodycz wszystkich zabije". Przespałam się jednak z tą myślą i stwierdziłam, że klient nasz pan, nawet jak ciasto zamawia twoja młodsza siostra i nikt ci za to złamanego grosza nie zapłaci... Po długich poszukiwaniach trafiłam na ten przepis. Krótko mówiąc nie zadowolił mnie. Nie spodobał mi się maślany krem, nie jestem ich specjalną fanką. Do dekoracji są akceptowane, bo ładnie się utrzymują, ale do przełożenia mi nie odpowiadają; wolę ich wersję "muślinową" - ubite białka (lub jajka) zalewa się syropem i po wystudzeniu tej mieszanki dodaje porcjami masło. Dosyć to pracochłonne, ale daje lepszy efekt. Wracając do przepisu - zainspirował mnie do stworzenia własnej kombinacji. Jako krem zdecydowałam się wykorzystać kajmak, żeby było prawdziwie karmelowo. Ciasto przerobiłam na bezglutenowe. Dlaczego? Moja siostrzyczka, zapytana o uczulenia koleżanek, stwierdziła "no jedna nie trawi glutenu, ale może zjeść, najwyżej potem odchoruje"... Tutaj następuje minuta ciszy dla uczuć współczucia i zrozumienia, zepchniętych przez mą siostrzyczkę do najgłębszych odmętów jej ciemnej duszy. Postanowiłam zlitować się nad biednym dziewczęciem i zaczęłam szukać czegoś o bezglutenowych mąkach. Inwestycja w zwyczajną, bezglutenową mąkę wydała mi się mało twórczym pomysłem - postanowiłam dodać do tortu mąki gryczanej. Stwierdziłam, że zmniejszy to ogólną słodycz tortu, bo ciasta na mące gryczanej są zwykle bardziej gorzkie (chociaż może powinnam to określić jako "mają specyficzny gorzkawy posmak"). Bałam się, że ciasto nie będzie chciało właściwie wyrosnąć, więc dodałam odrobinę więcej proszku do pieczenia. Wyszło piękne, puszyste i pachnące czekoladą. Porządne kakao zawsze na propsie <3 Ciągle jednak bałam się, że całość wyjdzie za słodka. Krem czekoladowy zrobiłam więc z prawie samej gorzkiej czekolady, a rozwodniony poncz kawowy zmieniłam w mocno kawowy poncz espresso. W ten sposób powstało to:

Ładne prawda? A tak to zrobicie:

Na ciasto potrzeba:
6 jajek
2/3 szklanki cukru
4 czubate łyżki kakao
szklanka mąki gryczanej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 kostki roztopionego masła


Poncz:
szklanka kawy

Przełożenie:
700 g masy kajmakowej

Krem i dekoracja:
2 tabliczki czekolady gorzkiej
pół tabliczki czekolady mlecznej
500 ml śmietany kremówki
jadalne perełki i posypka do dekoracji

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni, foremkę o średnicy 23 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Jajka ubić z cukrem na jasną, kremową masę. Dodać przesianą przez sitko mąkę, wymieszaną z kakao i proszkiem do pieczenia. Wymieszać delikatnie szpatułką, dodać masło. Wylać do formy i piec przez około 40 min. Sprawdzić patyczkiem czy ciasto jest upieczone; jeśli nie, trzeba dopiec je jeszcze przez kilka minut. Wyjąć z piekarnika i pozostawić do całkowitego wystudzenia.
Śmietankę kremówkę zagotować. Zdjąć z ognia, wrzucić połamaną czekoladę (oba rodzaje). Odstawić na kilka minut i dokładnie wymieszać, do uzyskania gładkiej masy. Jeśli czekolada nie będzie chciała się rozpuścić można delikatnie podgrzać na bardzo małym ogniu, cały czas mieszając. Masę wystudzić i włożyć do lodówki. Dorotus pisała, że na całą noc, ale u mnie wystarczyły jakieś 2-3 godziny - była całkiem zimna i ładnie się ubiła. No właśnie - po oziębieniu należy ją ubić na puszysty krem.
Czas przystąpić do przełożenia tortu. Ciasto przekroić na trzy warstwy, nasączyć je kawą. Spód ułożyć na talerzu, wyłożyć na niego połowę masy kajmakowej. Przykryć warstwą ciasta, nałożyć resztę masy; wierzch przykryć ostatnim krążkiem ciasta. Na wierzch wyłożyć krem czekoladowy. Można zostawić trochę na zrobienie dekoracji, jak ja zrobiłam. Jak wszystko ładnie wyrównacie nadchodzi ten etap, w którym trzeba wykorzystać nieskończone zapasy waszej wyobraźni i stworzyć małe kulinarne arcydzieło.
Moim zdaniem torty biszkoptowe powinny postać przynajmniej jedną noc w lodówce, więc zalecam przygotować to czekoladowe cudo dzień przed podaniem. Jak nie wytrzymacie to trudno - czekanie to zawsze najcięższy etap w pieczeniu ciast, wystawiający naszą cierpliwość na próbę niemożliwą do przejścia.

Idealnym dodatkiem do tego typu ciasta będzie porter. Jeśli nie wiecie co to jest, polecam zajrzeć tutaj. Czekoladowe ciasto, ciężki aromatyczny porterek... czego chcieć więcej w chłodną, zimowo-jesienną noc?

piątek, 28 listopada 2014

Domowa przyprawa do piernika

W domowej przyprawie do piernika zakochałam się kilka lat temu. Trafiłam na ten przepis, kiedy szukałam jakichś ciekawych pierniczków. Mój wybór padł wówczas na Lebkuchen (o których wam jeszcze opowiem), przy których był odsyłacz do przepisu na przyprawę. Postanowiłam spróbować. Przyprawa ujęła mnie wyjątkowo intensywnym zapachem, który w kupnej wersji jest dosyć mdły. I bardzo pasowała mi jej pieprzność - jestem prawdziwą fanką pieprzu wszędzie i w dużych ilościach. No może nie wszędzie, ale jak ostatnio jadłam jajka na miękko z pieprzem i usłyszałam od chłopaka "dodajesz pieprzu do jajek?!" to zrozumiałam moją odmienność. Ale wracając do przyprawy... jest wspaniała, aromatyczna i w ogóle niesamowita. Przy jej robieniu skorzystałam z przepisu Dorotus, zmniejszyłam jednak ostateczną ilość przyprawy (bałam się, że mama mnie zabije jak zużyję trzy paczki cynamonu - jak robiłam ją pierwszy raz byłam jeszcze w pełni zależna finansowo od rodziców).

Do zrobienia przyprawy używam:
dwóch czubatych łyżek cynamonu
łyżki imbiru z malutką górką
całkiem płaskiej łyżki goździków
całkiem płaskiej łyżki kardamonu
łyżeczki gałki muszkatołowej z malutką górką
łyżeczki ziela angielskiego z malutką górką
łyżeczki pieprzu czarnego z malutką górką

Wszystko należy wymieszać razem. Dorotus zaleca użycie całych przypraw i wspólne ich zmielenie. Ja nie miałam nigdy możliwości na takie zabawy (bo nie miałam całych składników i odpowiedniego sprzętu) więc odmierzyłam sobie łyżeczkami już sproszkowane przyprawy. Problem pojawia się tylko w przypadku goździków i ziela angielskiego - nie trafiłam nigdy na mielone. Kiedyś rozbijałam te przyprawy tłuczkiem i próbowałam je jakoś nieudolnie siekać, bo nie bardzo widziałam inną opcję wyjścia z tej sytuacji... Obecnie zainwestowałam w młynek do pieprzu i nim mielę te problematyczne przyprawy. Przyprawa do piernika według tego przepisu jest naprawdę znakomita, nawet jak doda się trochę mniej ziela i goździków, bo nie wychodzi ich mielenie... Warto się nad nią chwilę pomęczyć i dodać do swoich ulubionych pierniczków.


A jakbyście mieli wątpliwości jakie pierniczki upiec polecam zajrzeć do kalendarza pieczenia pierniczków stworzonego przez Dorotus. Kompletna wiedza w jednym miejscu!

niedziela, 23 listopada 2014

Alzacka tarta z jabłkami

Dziś chcę wam zaprezentować moją realizację Alzackiej tatry z jabłkami, kolejnego przepisu Liski, tym razem z jej bloga. Jest to tarta pyszna, efektowna i bardzo prosta. Połączenie kruchego ciasta, jabłek i jogurtowo-waniliowego nadzienia tworzy harmonię doskonałą. Idealna niezależnie od okazji - na wizytę znajomych, odwiedziny u babci, pierwszą wizytę u teściów... No sami spójrzcie jakie to piękne ciasto jest!

A nie mówiłam? Piękne i pyszne. Przepis na nie znalazłam na blogu Liski i dziś dzielę się nim z wami.

Na spód potrzeba:
250 g mąki
1/4 łyżeczki soli
2-3 łyżki śmietany
130 g masła pokrojonego w kostkę

Wszystkie składniki trzeba zagnieść w gładkie ciasto. Potem trzeba je rozwałkować i wylepić nim formę o średnicy 25 cm. Ponakłuwać spód widelcem i wstawić na 12 minut do piekarnika nagrzanego do 200C. Powinien być lekko zarumieniony.

Na nadzienie przygotujcie:
2 duże jabłka pokrojone w plasterki
50 g mąki
2 jajka
100 g cukru
170 g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka esencji waniliowej

Wszystkie składniki, prócz jabłek, zmiksować. Jabłka ułożyć na podpieczonym spodzie, zalać masą. Piec około 40 minut (małą tarteletkę, widoczną na zdjęciach, piekłam 20 minut). Wystudzić i podawać.




niedziela, 16 listopada 2014

Na początek jabłka

Długo zastanawiałam się, od jakiego postu zacząć pisanie. Jaki przepis zaprezentować jako pierwszy? Na ostateczną decyzję wpłynęła książka Elizy Mórawskiej "O jabłkach", blogerki którą od lat czytam i którą uwielbiam za melancholijny, pełen refleksji i wspomnień sposób pisania. W książkowym opisie szarlotki zapisała urocze zdanie: "Nie ma nic piękniejszego i bardziej kojarzącego się z ciepłem domowego ogniska niż zapach kruchego maślanego ciasta, jabłek doprawionych cynamonem i wanilią dochodzący z piekarnika". Co prawda nie mam dla was przepisu na szarlotkę, a na biszkopt z jabłkami, ale i tu są jabłka doprawione cynamonem, których zapach zdominował moją kuchnię.




Przepis pochodzi ze wspomnianej książki Elizy Mórawskiej "O jabłkach"

Potrzebne będą:
4 jajka
250 g cukru
250 g mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia 
3 łyżki oleju
2 łyżki wody
1 łyżka octu
6 małych jabłek (w przepisie było 4-5, ale postanowiłam zwiększyć tę ilość; siostra podkradła mi w trakcie pieczenia jedną ćwiartkę, więc w sumie dodałam 5 i 3/4 jabłka)
łyżka cukru i cynamon do posypania (posypałam 20 g cukru cynamonowego i na wszelki wypadek dosypałam jeszcze trochę cynamonu, żeby się nie okazało, że za mało cynamonowe ciasto zrobiłam; cynamonu nigdy dość!)

Przygotowanie zaczęłam od obrania jabłek i pokrojenia ich na ćwiartki, bo ta czynność zajmuje mi zawsze nieprzyzwoicie dużo czasu. Potem trzeba rozgrzać piekarnik do 190 stopni, a formę o średnicy 26 cm wysmarować masłem i wysypać bułką tartą. Jajka należy ubić z cukrem na puszystą, białą masę. Następnie wlewamy wodę, olej i ocet, miksujemy i dosypujemy suche składniki. Zastanawiałam się, czy nie powinnam wymieszać wszystkiego delikatnie, ale ostatecznie użyłam miksera i ciasto wyszło ładnie wyrośnięte. Wlewamy masę do formy. Może wydać się jej nieco mało, ale podczas pieczenia bardzo rośnie - moja mama narzekała, że ciężko jeść w kawałku bo takie wysokie wyrosło. Ćwiartki jabłek wcisnęłam w masę. Potem trzeba tylko posypać cukrem z cynamonem (w moim przypadku cukrem cynamonowym i cynamonem) i wstawić do piekarnika. Po 40 minutach powinno być upieczone, ale zawsze można się upewnić robiąc test drewnianego patyczka. W przepisach zawsze jest napisane, żeby poczekać aż ciasto wystygnie. Ja zazwyczaj rzucam się łakomie na jeszcze ciepłe. Z biszkoptami przestrzegam tylko jednej zasady - nie wyjmuję ich od razu z piekarnika, tylko najpierw studzę przy lekko uchylonych drzwiczkach. Biszkopty lubią opadać, jak za szybko zmienia się temperatura ich otoczenia. Po wystudzeniu ciasto można posypać cukrem pudrem, ale ja ominęłam ten punkt. Denerwuje mnie warstwa cukru pudru, która przy moich specjalnych mocach paćkania się wszystkim zawsze kończy na mojej koszulce lub spódnicy. Okruszki łatwiej potem zebrać, cukier puder zawsze mi się wciera w materiał. 
Ciasto jest pyszne. Idealne jako drugie śniadanie, bo gruba warstwa ciasta może się nadać do zaspokojenia niedużego głodu. Albo nawet nieco większego, jak jest się mało jedzącą szczupłą dziewczynką (czyli niestety nie dla mnie, wstrętnego łakomczucha).

To na dzisiaj tyle. Książka jest przecudowna, więc z pewnością będę się dzielić wrażeniami z kolejnych wypróbowanych przepisów. Warto ją kupić albo przynajmniej obejrzeć w jakiejś księgarni, bo Liska to prawdziwa kulinarna artystka i jej książki to małe dzieła sztuki. Buziaczki i uściski, moi drodzy czytelnicy!