Pisałam już wam o tych pierniczkach przy okazji przepisu na przyprawę do piernika. Lebkuchen są przepyszne, mocno korzenne i w ogóle fantastyczne. Jestem ich wielką fanką. Nie są przesadnie twarde i już na drugi dzień nadają się do jedzenia. Zazwyczaj lukruję je wieczorem i następnego dnia rano pakuję do pudełek. Jedno z nich zwykle spędza dzień ze mną i na wieczór jest już puste ;) To zdecydowanie moje ulubione pierniczki. Przepis znalazłam na Moich Wypiekach.
Potrzebne będą:
250 g mąki pszennej
85 g zmielonych migdałów
3 łyżeczki przyprawy do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
200 ml płynnego miodu
85 g masła
pół szklanki drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej
Miód z masłem podgrzać, aż masa będzie płynna. Przestudzić. Lekko ciepłą masę wlać do miski z przygotowanymi pozostałymi składnikami. Wymieszać i odstawić do całkowitego wystudzenia.
Przygotować blachy wyłożone papierem do pieczenia. Lepić kulki wielkości orzecha włoskiego, lekko spłaszczyć łyżką. Dorotus doradza lepienie kulek mokrymi rękami - to dobra rada, praca idzie dużo sprawniej. Zazwyczaj muszę raz na kilka porcji ciasta umyć ręce, a nie tylko zamoczyć, ponieważ mimo wszystko resztki ciasta przyklejają się do rąk i w pewnym momencie kulki nie chcą się lepić. Łyżkę, którą spłaszczam ciastka, również moczę raz na kilka ciastek.
Blachę wstawiamy na 15 minut do pieca nagrzanego do 180C. Po wyjęciu z piekarnika trzeba dać ciastkom chwilę na wystudzenie i dopiero wtedy przełożyć je na kratkę, by tam wystygły całkowicie. Ja zazwyczaj gromadzę je w stosie na talerzu, a kratki (a właściwie rusztu, który był na wyposażeniu piekarnika) używam dopiero przy ostatnim etapie - lukrowaniu.
Z lukrem jest trudna sprawa. Dorotus pisze, że potrzeba na niego dwóch szklanek cukru pudru i kilku łyżek gorącej wody, ale ja zazwyczaj zużywam więcej cukru. Dodatkowo uzyskanie odpowiedniej konsystencji cukrowej masy wymaga dużego wyczucia. Ja zazwyczaj stosuję taką metodę - robię lukier z dwóch szklanek i dodaję tyle wody, żeby powstała dosyć gęsta masa, a potem testuję lukier na ciastku: zamaczam jego górną część i przekręcam ją w lukrze, tak żeby po odwróceniu była na nim okrągła plama lukru. Jeśli po odwróceniu spłynęło mi to od razu z ciastka, lukier jest za rzadki; jeśli sterczy na górze i nie wygląda jakby planował się rozlać, jest za gęsty; a jeśli po jakieś minucie spływa do brzegów i zaledwie parę jego kropel spadło na podłożony pod kratkę papier, jest idealny.
Polukrowane pierniczki zazwyczaj zostawiam na noc w kuchni, żeby lukier dobrze zastygł (ale wystarczą do tego jakieś 2 h jeśli nie nałożyliśmy zbyt grubej warstwy) i następnego dnia pakuję do pudełek. A co się z nimi dalej dzieje, już wiecie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz