Moja miłość do knedlików objawia się ogromną za nimi tęsknotą i potrzebą ich zjedzenia, dlatego w końcu zdecydowałam się spróbować przygotować je w domu. Skorzystałam oczywiście z czeskiego przepisu, znalezionego gdzieś w czeluściach internetów, i metodą prób i błędów dopasowałam go do swoich potrzeb. Jest to w sumie niezbyt kłopotliwa potrawa (a właściwie dodatek do potraw) - przygotowujemy ciasto, odstawiamy do wyrośnięcia, gotujemy je w garnku i to właściwie już wszystko.
Zanim przejdę do przepisu wyjaśnienia wymaga jeszcze jeden element - rohliky. To tradycyjne czeskie bułki jedzone na co dzień, najtańsze i najprostsze, trochę jak polskie kajzerki. Rohliky historycznie miały kształt przypominający rogala (i stąd nazwa), obecnie są to wydłużone bułki przypominające nieco nasze paluchy. W przepisie możemy je zastąpić kajzerkami, a także wszelkimi innymi bułkami, które akurat nam zostaną w chlebaku - ja używałam już kawałka bagietki, ciemniejszych bułeczek z ziarnami i ziołowej ciabatty. Wystarczy tylko użyć właściwej ilości tych bułek, odpowiadającej mniej więcej dwóm kajzerkom. Skoro wszystko jasne, przejdźmy do przepisu.
Potrzebne będą:
około 200 ml mleka
1 jajko
300 g mąki
łyżeczka soli
łyżeczka cukru
dwa starsze rohliky (co najmniej z poprzedniego dnia)
10 g świeżych drożdży (użyłam raz torebki instant bo akurat tylko to miałam i też wyszły)
Zaczynamy od zrobienia rozczynu z drożdży - łączymy je z cukrem i połową szklanki ciepłego (nie gorącego!) mleka. Rohliky (czy też inne bułki) drobniutko kroimy i wrzucamy do miski. Teraz właściwie można dorzucić wszystko do rohlików (albo według oryginalnego przepisu - rohliky do wszystkiego), ale ja polecam niewielką modyfikację - zalać kawałeczki bułki mlekiem i rozczynem, a potem je trochę pomiętosić, żeby kawałki bułki stały się rozmoczoną bułkową pastą. Wtedy dopiero dorzucam wszystko inne i zagniatam gładkie ciasto. Dzięki temu bułki tworzą z ciastem jednolitą masę, nie widać w przekroju małych sucharków. Można jednak i wypróbować metodę sucharkową - w trakcie poszukiwań przepisu znalazłam nawet taki, który zalecał podsmażenie bułki na oliwie, żeby się nie rozpadła i była widoczna w cieście. Co kto lubi.
Uzyskane ciasto (na tym etapie dosyć twarde) musimy odstawić w ciepłe miejsce, gdzie sobie spokojnie wyrośnie. Działa to podobnie jak przy cieście drożdżowym - po jakieś godzinie, dwóch powinno być gotowe. Po tym czasie dzielimy je na dwie części i formujemy z każdej rulon, taki o:
Gotujemy knedlika 10 min z jednej strony, potem przekręcamy (znów polecam sprytne sprzęty) i gotujemy kolejne 10 min. Następnie przychodzi chyba najcięższy etap - trzeba tego śliskiego i gorącego drania stamtąd wyjąć. Ja zazwyczaj używam do tego dużego sitka i łopatki, którymi przekładam delikwenta na deskę do krojenia/talerz. Krojenie knedlika nożem łatwe nie jest, dużo prościej użyć nitki - owijamy nią nasz knedlikowy rulon i przecinamy. Jest to podobna technika to przecinania nitką biszkoptu. Można się jednak pomęczyć i z nożem, mi się udało.
W razie jakichś kłopotów z knedlikami piszcie, chętnie pomogę. No i warto dodać, że knedliki same w sobie są przepyszne, ale najlepiej smakują z gulaszem lub sosem grzybowym <3
Pyszności!
Om nom nom narobiłaś mi smaku na Knedle:P Skorzystam z chęcią z przepisu:D
OdpowiedzUsuń:D
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń