Ostatnio było o knedlikach, więc teraz będzie o gulaszu. Przepis wymyśliłam sama, inspirację dla niego stanowiły zapasy w szafkach i pyszne piwo - stout. Jeśli nie wiecie co to jest odsyłam was na stronę chmielenie. Jeśli nie lubicie piwa/ jesteście abstynentami, stout można zastąpić bulionem (czyli dodacie wtedy w sumie 500 ml bulionu). Ale wtedy będzie mniej smaczne, więc polecam jednak dodać piwo. Piwo jest dobre.
Do gulaszu potrzebujecie:
600 g mięsa wołowego
2 łyżki oregano
1 łyżka rozmarynu
1 łyżka majeranku
1 łyżka świeżo mielonego pieprzu
2 łyżki ostrej papryki
4 łyżki słodkiej papryki
garść suszonych grzybów (odmoczonych w nocy)
duża cebula
6 ząbków czosnku
1/2 świeżej ostrej papryki
250 ml bulionu
1/2 butelki stoutu (ja użyłam Belfast Manufaktury Piwnej, ale może być dowolny)
2 łyżki jogurtu
kilka łyżek oleju
1-2 łyżki mąki kukurydzianej (opcjonalnie)
Mięso kroimy w drobną kostkę i mieszamy je z przyprawami: oregano, rozmarynem, majerankiem, pieprzem i dwoma rodzajami papryki. Podsmażamy mięso w patelni, do zrumienienia. Odstawiamy.
Cebulę siekamy w drobną kostkę, szklimy na oleju. Pod koniec dodajemy posiekany czosnek i drobno pokrojone grzyby, smażymy jeszcze przez chwilę, po czym dorzucamy mięso i świeżą ostrą paprykę. Całość zalewamy bulionem i połową butelki stoutu (resztę można ze smakiem wypić, a i przed gotowaniem nie zaszkodzi skontrolować jakość piwa). Zmniejszamy ogień, zakrywamy garnek i zostawiamy na długie i powolne gotowanie. Kiedy mięso jest już miękkie dodajemy do gulaszu jogurtu.
Jeśli całość wyszła nam rzadka, a wolimy gęsty gulasz, mieszamy 1-2 łyżki mąki kukurydzianej z odrobiną wody pozostałą po moczeniu grzybów i rozmieszaną mąkę dodajemy do gulaszu. Trzeba wówczas całość jeszcze chwilę przegotować. Jeśli z kolei gulasz wyjdzie nam za gęsty, trzeba dolać trochę samej wody z moczenia grzybów (najlepiej dodawać po trochu, aż konsystencja będzie odpowiednia).
Gulasz pięknie pachnie i jest pyszny. Można go posypać z wierzchu odrobiną świeżej pietruszki lub szczypiorkiem (polecam szczypiorek). Do dania najlepiej pasują knedliky lub placki ziemniaczane.
poniedziałek, 29 czerwca 2015
piątek, 26 czerwca 2015
Houskové knedlíky
Houskové knedlíky to jeden z rodzajów tradycyjnych czeskich knedlików - knedliki bułczane. Pokochałam je w trakcie pobytu w Pradze - są lekkie, trochę jak bułka, ale gęstsze; wspaniale chłoną rozmaite sosy, z którymi się je podaje. Drugi typ czeskich knedlików - bramborové (czyli ziemniaczane) nie do końca mi odpowiada, pewnie dlatego, że nie jestem specjalną fanką ziemniaków.
Moja miłość do knedlików objawia się ogromną za nimi tęsknotą i potrzebą ich zjedzenia, dlatego w końcu zdecydowałam się spróbować przygotować je w domu. Skorzystałam oczywiście z czeskiego przepisu, znalezionego gdzieś w czeluściach internetów, i metodą prób i błędów dopasowałam go do swoich potrzeb. Jest to w sumie niezbyt kłopotliwa potrawa (a właściwie dodatek do potraw) - przygotowujemy ciasto, odstawiamy do wyrośnięcia, gotujemy je w garnku i to właściwie już wszystko.
Zanim przejdę do przepisu wyjaśnienia wymaga jeszcze jeden element - rohliky. To tradycyjne czeskie bułki jedzone na co dzień, najtańsze i najprostsze, trochę jak polskie kajzerki. Rohliky historycznie miały kształt przypominający rogala (i stąd nazwa), obecnie są to wydłużone bułki przypominające nieco nasze paluchy. W przepisie możemy je zastąpić kajzerkami, a także wszelkimi innymi bułkami, które akurat nam zostaną w chlebaku - ja używałam już kawałka bagietki, ciemniejszych bułeczek z ziarnami i ziołowej ciabatty. Wystarczy tylko użyć właściwej ilości tych bułek, odpowiadającej mniej więcej dwóm kajzerkom. Skoro wszystko jasne, przejdźmy do przepisu.
Potrzebne będą:
około 200 ml mleka
1 jajko
300 g mąki
łyżeczka soli
łyżeczka cukru
dwa starsze rohliky (co najmniej z poprzedniego dnia)
10 g świeżych drożdży (użyłam raz torebki instant bo akurat tylko to miałam i też wyszły)
Zaczynamy od zrobienia rozczynu z drożdży - łączymy je z cukrem i połową szklanki ciepłego (nie gorącego!) mleka. Rohliky (czy też inne bułki) drobniutko kroimy i wrzucamy do miski. Teraz właściwie można dorzucić wszystko do rohlików (albo według oryginalnego przepisu - rohliky do wszystkiego), ale ja polecam niewielką modyfikację - zalać kawałeczki bułki mlekiem i rozczynem, a potem je trochę pomiętosić, żeby kawałki bułki stały się rozmoczoną bułkową pastą. Wtedy dopiero dorzucam wszystko inne i zagniatam gładkie ciasto. Dzięki temu bułki tworzą z ciastem jednolitą masę, nie widać w przekroju małych sucharków. Można jednak i wypróbować metodę sucharkową - w trakcie poszukiwań przepisu znalazłam nawet taki, który zalecał podsmażenie bułki na oliwie, żeby się nie rozpadła i była widoczna w cieście. Co kto lubi.
Uzyskane ciasto (na tym etapie dosyć twarde) musimy odstawić w ciepłe miejsce, gdzie sobie spokojnie wyrośnie. Działa to podobnie jak przy cieście drożdżowym - po jakieś godzinie, dwóch powinno być gotowe. Po tym czasie dzielimy je na dwie części i formujemy z każdej rulon, taki o:
Po stworzeniu ruloników wstawiamy na kuchenkę garnek z wodą, na tyle duży żeby zmieściły się w nim knedliki. Nie musi być specjalnie wysoki, więc wystarczy po prostu jakiś szeroki rondel. Zanim woda się zagotuje powinno minąć te 15 min, których knedlik potrzebuje na odpoczynek po zagniataniu. Kiedy woda się zagotuje lekko ją solimy i na wrzątek wkładamy knedlika/i (w zależności od przestrzeni w garnku). Warto pomóc sobie przy tym jakimś sprytnym sprzętem żeby się nie poparzyć - upadający na wodę ze zbyt dużej wysokości knedlik może nas ochlapać, a nie chcemy chyba żeby chlapano na nas wrzątkiem.
Gotujemy knedlika 10 min z jednej strony, potem przekręcamy (znów polecam sprytne sprzęty) i gotujemy kolejne 10 min. Następnie przychodzi chyba najcięższy etap - trzeba tego śliskiego i gorącego drania stamtąd wyjąć. Ja zazwyczaj używam do tego dużego sitka i łopatki, którymi przekładam delikwenta na deskę do krojenia/talerz. Krojenie knedlika nożem łatwe nie jest, dużo prościej użyć nitki - owijamy nią nasz knedlikowy rulon i przecinamy. Jest to podobna technika to przecinania nitką biszkoptu. Można się jednak pomęczyć i z nożem, mi się udało.
Moja miłość do knedlików objawia się ogromną za nimi tęsknotą i potrzebą ich zjedzenia, dlatego w końcu zdecydowałam się spróbować przygotować je w domu. Skorzystałam oczywiście z czeskiego przepisu, znalezionego gdzieś w czeluściach internetów, i metodą prób i błędów dopasowałam go do swoich potrzeb. Jest to w sumie niezbyt kłopotliwa potrawa (a właściwie dodatek do potraw) - przygotowujemy ciasto, odstawiamy do wyrośnięcia, gotujemy je w garnku i to właściwie już wszystko.
Zanim przejdę do przepisu wyjaśnienia wymaga jeszcze jeden element - rohliky. To tradycyjne czeskie bułki jedzone na co dzień, najtańsze i najprostsze, trochę jak polskie kajzerki. Rohliky historycznie miały kształt przypominający rogala (i stąd nazwa), obecnie są to wydłużone bułki przypominające nieco nasze paluchy. W przepisie możemy je zastąpić kajzerkami, a także wszelkimi innymi bułkami, które akurat nam zostaną w chlebaku - ja używałam już kawałka bagietki, ciemniejszych bułeczek z ziarnami i ziołowej ciabatty. Wystarczy tylko użyć właściwej ilości tych bułek, odpowiadającej mniej więcej dwóm kajzerkom. Skoro wszystko jasne, przejdźmy do przepisu.
Potrzebne będą:
około 200 ml mleka
1 jajko
300 g mąki
łyżeczka soli
łyżeczka cukru
dwa starsze rohliky (co najmniej z poprzedniego dnia)
10 g świeżych drożdży (użyłam raz torebki instant bo akurat tylko to miałam i też wyszły)
Zaczynamy od zrobienia rozczynu z drożdży - łączymy je z cukrem i połową szklanki ciepłego (nie gorącego!) mleka. Rohliky (czy też inne bułki) drobniutko kroimy i wrzucamy do miski. Teraz właściwie można dorzucić wszystko do rohlików (albo według oryginalnego przepisu - rohliky do wszystkiego), ale ja polecam niewielką modyfikację - zalać kawałeczki bułki mlekiem i rozczynem, a potem je trochę pomiętosić, żeby kawałki bułki stały się rozmoczoną bułkową pastą. Wtedy dopiero dorzucam wszystko inne i zagniatam gładkie ciasto. Dzięki temu bułki tworzą z ciastem jednolitą masę, nie widać w przekroju małych sucharków. Można jednak i wypróbować metodę sucharkową - w trakcie poszukiwań przepisu znalazłam nawet taki, który zalecał podsmażenie bułki na oliwie, żeby się nie rozpadła i była widoczna w cieście. Co kto lubi.
Uzyskane ciasto (na tym etapie dosyć twarde) musimy odstawić w ciepłe miejsce, gdzie sobie spokojnie wyrośnie. Działa to podobnie jak przy cieście drożdżowym - po jakieś godzinie, dwóch powinno być gotowe. Po tym czasie dzielimy je na dwie części i formujemy z każdej rulon, taki o:
Gotujemy knedlika 10 min z jednej strony, potem przekręcamy (znów polecam sprytne sprzęty) i gotujemy kolejne 10 min. Następnie przychodzi chyba najcięższy etap - trzeba tego śliskiego i gorącego drania stamtąd wyjąć. Ja zazwyczaj używam do tego dużego sitka i łopatki, którymi przekładam delikwenta na deskę do krojenia/talerz. Krojenie knedlika nożem łatwe nie jest, dużo prościej użyć nitki - owijamy nią nasz knedlikowy rulon i przecinamy. Jest to podobna technika to przecinania nitką biszkoptu. Można się jednak pomęczyć i z nożem, mi się udało.
W razie jakichś kłopotów z knedlikami piszcie, chętnie pomogę. No i warto dodać, że knedliki same w sobie są przepyszne, ale najlepiej smakują z gulaszem lub sosem grzybowym <3
Pyszności!
Subskrybuj:
Posty (Atom)